Jestem praktykującą katoliczką - to ważna deklaracja w kontekście tematu, który chcę poruszyć. Być może jako taka osoba powinnam krzyczeć „chrześcijaństwo to jedyna słuszna religia, a ateizm - czyste zło!” Tymczasem, jeśli po lekturze tej książki chciałabym coś wykrzyczeć, to raczej: „Stop fanatyzmowi!” i „Dość tendencyjności!”

Dlaczego? 

„Porzuciłam islam, muszę umrzeć” miała chyba stanowić zapis wstrząsającej historii kobiety, która zdecydowała się porzucić wiarę i tradycję ojców.  I owszem, sam opis wydarzeń był co najmniej niekomfortowy dla czytelnika. Jednak coś w sposobie narracji  sprawiło, że nie potrafię do końca współczuć bohaterce. 

Chodzi mianowicie o sposób, w jaki wypowiada się ona nie tylko o islamie, w którym przecież wzrastała, ale i o wszystkich innych wyznaniach. Są to wypowiedzi deprecjonujące cały system ludzkiej religijności. 

Rozumiem, że bohaterka pod wpływem traumy mogła zdecydować się na porzucenie islamu, jednak nie do pojęcia jest dla mnie krytykancka postawa wobec samych założeń jakiejkolwiek religii! Przecież idee stojące za większością wyznań są pozytywne. Wszelkie wypaczenia, rytualne mordy, obrzezania, okaleczenia to ludzka interpretacja, swego rodzaju nadbudowa kulturowa. Źle się dzieje, jeśli przez fanatyzm- czy to religijny, czy skrajny ateizm- człowiek zatraca umiejętność dostrzegania pozytywnych aspektów religii i kultury, w której się wychował, a zamiast tego zyskuje postawę wiecznej krytyki.

A Ty, co o tym sądzisz?

Komentarze