Twardy orzech do zgryzienia: " Bez litości i przebaczenia"

Seria niespodzianek

Stało się, niestety, swego rodzaju tradycją, że czerwiec nie jest dla mnie łaskawy pod względem zawodowym. Dlatego, wysyłając wiadomość do Wydawnictwa Novae Res z propozycją współpracy, nie spodziewałam się raczej żadnego odzewu - ot, chciałam po prostu spróbować. Jakież więc było moje zdumienie, gdy po około miesiącu, czyszcząc skrzynkę ze spamu, natrafiłam na maila z pozytywną odpowiedzią.  Jeszcze bardziej zaskoczył mnie fakt, że ów mail zawierał propozycje książek do recenzji. Nie wiem, jak Wy, ale ja byłam przekonana, że wydawnictwo narzuca recenzentowi konkretną pozycję, a tu niespodzianka: mogłam sama dokonać wyboru!

Obiecujące początki i...

 Czytając opis wydawniczy, rozpoczynający się od słów: 
Zemsta jest rozkoszą bogów. Sprawiedliwość jest ułudą. Zapłatą jest śmierć.
niemal natychmiast zapragnęłam poznać powieść Mariusza Leszczyńskiego.  Ponieważ akurat potrzebowałam czegoś, co pozwoli mi na chwilę oderwać się od rzeczywistości, zdecydowałam, że poproszę wydawnictwo właśnie o Bez litości i przebaczenia.  Równocześnie uznałam za słuszne nie zapoznawać się z opiniami innych czytelników, chcąc podejść do lektury bez jakichkolwiek uprzedzeń czy oczekiwań.  
 Wspomniany opis wydawniczy sprawił, że nabrałam ochoty na trzymający w napięciu, może nawet nieco brutalny kryminał, ba liczyłam na nieprzespaną noc. 
Powieść Leszczyńskiego rzeczywiście spędziła mi sen z powiek, jednak ze zgoła innego powodu, niż ten, którego się spodziewałam.  
Początkowo trudności w odbiorze zrzucałam na karb nagłej zmiany sposobu czytania. Jeśli śledzicie moje wpisy, doskonale wiecie, że ostatnio czytam wyłącznie na czytniku, co umożliwia mi zmianę rozmiaru czcionki. Szybko jednak zorientowałam się, że nie format jest problemem.
 Zamiast "rasowego" kryminału, na który liczyłam, otrzymałam bowiem książkę ledwie do tego miana aspirującą. 
Cóż mam jej do zarzucenia?
 Przede wszystkim pokaźną ilość błędów językowych, stylistycznych i interpunkcyjnych, znacznie utrudniających lekturę. Ponadto bohaterom brakuje indywidualizmu językowego, który wyrażałby się na przykład. poprzez specyficzne dla danej postaci zwroty.
Gdybym mogła, zapytałabym autora, dlaczego miejscem akcji uczynił akurat Nowy Jork.  Podejrzewam, że stało się tak z powodu legendarnej wręcz sławy amerykańskiej policji. Odnoszę jednak wrażenie, że, opisując bliższe sobie realia, pisarz lepiej wykorzystałby swoje możliwości. 

Musicie bowiem wiedzieć, że chociaż nie udało mi się przebrnąć przez całą historię, dostrzegam w niej duży potencjał fabularny, a samemu autorowi nie mogę odmówić pomysłowości i całkiem lekkiego pióra.
Nic więc dziwnego, że książka zdobyła wiele pozytywnych opinii. 
Zachęcam Was zatem, byście, mimo wszystko spróbowali sięgnąć po Bez litości i przebaczenia, choćby po to, by wyrobić sobie własne zdanie. 

Komentarze